wtorek, 31 stycznia 2017

7

¦Brennan¦
Spotykamy się całym zespołem na próbie w domu Hudsonów. Savannah jak zwykle trzyma się blisko Alexa, a Eian z zazdrością na nich zerka. Kiedyś dziewczyna bardzo mu się podobała, ale ostatecznie odpuścił. Brandon nawet nie rzuca okiem w moją stronę, tak bardzo chce zachować kumpelski dystans. Rozumiem go, że przeze mnie cierpiał, ale bez przesady.
- No to zaczynamy! - Sav puka palcem w mikrofon, a następnie liczy do trzech. Tym razem zaczynamy od 'Lungs'.

Po skończonej próbie jemy obiad, znów w towarzystwie rodziny Hudson. Każdy sam nakłada sobie porcję na talerz, tyle ile zje. Właśnie chcę polać ziemniaczki sosem, ale orientuję się, że stoi on na drugim końcu stołu.
- Brandon, czy możesz podać mi sos? - pytam uprzejmie, a ten po prostu mnie ignoruje.
Eian wstaje z miejsca, mimo iż siedzi dalej niż Hudson, i podaje mi sosjerkę.
- Proszę Bren. - uśmiecha się do mnie serdecznie, co odwzajemniam.
- Synuś, czemu jesteś taki niemiły dla naszych gości? - pyta szanowna pani Saundra.
- Niemiły? - pyta, krztusząc się kompotem z wiśni. - Wcale nie. Po prostu się zamyśliłem. - dodaje po chwili, a ja śmieję się z niego w duszy. Przyznaj, nie chcesz mnie znać.
Przez resztę posiłku atmosfera jest okropnie ciężka. Ostatnio wszystko się psuje. Między Sav a Alexem nie jest już tak jak dawniej. Między mną a Brandonem nie istnieje już żadna więź. Tylko Eian nic się nie zmienił, z nikim się nie kłóci, nie ma problemów. Ile bym dał, by choć na chwilę się z nim zamienić na życie...

Wieczorem wracam do swojego mieszkania. Małe, ponure mieszkanko w obskurnym wieżowcu, jedyne na jakie mnie stać. Rzucam buty w korytarzu i idę do kuchni. Nalewam sobie wody gazowanej o smaku jabłka i gruszki, a następnie wypijam ją całą na raz. Nie mam na nic ochoty, więc od razu kładę się spać. Skoro tak mają mnie traktować, to ja wolę odejść z zespołu i wrócić do Santa Barbara, do rodziny.

Rankiem, gdy szykuję sobie śniadanie, jak zwykle słucham radia. W pewnym momencie moją uwagę przykuwają słowa radiowego spikera:
- Młoda dziewczyna, sławna Savannah Hudson, została wczoraj, późnym wieczorem porwana. Jej rodzina oraz chłopak są bardzo zmartwieni. Porywacz nie zażądał okupu, podobno nie pozostawił żadnej wiadomości. Nie wiadomo także, gdzie ona aktualnie przebywa, ani czy jeszcze żyje...
Zrywam się z miejsca i wsiadam do auta, przeżuwając ostatni kawałek bułki. Jadę prosto do domu Brandona. Wiem, że teraz będzie potrzebował mojego wsparcia jak nigdy.

wtorek, 24 stycznia 2017

6

¦Savannah¦
Wybieram się do kawiarni, gdzie czeka na mnie Alex. Nadal się zastanawiam o czym chce rozmawiać i dlaczego wczoraj tak nagle zmienił zdanie. Przysiadam się do jego stolika i uśmiecham serdecznie.
- Cześć. - witam się cmoknięciem w usta nad stołem. - O czym chcesz rozmawiać? - pytam prosto z mostu.
- Chodzi o wczoraj. Czemu mnie zdradziłaś? - patrzy na mnie smutno, z łzami w oczach.
-  Ale ja Cię nie zdradziłam! Cały dzień byliśmy razem! Jak możesz mnie oskarżać!? - wstaję od stołu, krzycząc zdenerwowana. - Jeśli mi nie ufasz to tylko twoja sprawa! Jeśli mnie nie kochasz, pozwól mi odejść! A jeśli nie chcesz mnie więcej oglądać, szukaj nowej pracy! - zamierzam się, by uderzyć go z otwartej dłoni w polik, lecz ten chwyta moją rękę w ostatniej chwili i mocno do siebie przyciąga. Wpija się w moje usta z wielkim pożądaniem.
- Kocham Cię i chcę być z Tobą. Musisz tylko coś wiedzieć. - szepta mi do ucha, obejmując mnie w pasie.
- Nie chcę nic wiedzieć. Chcę byś kochał mnie jak dawniej. - odpieram i zarzucam mu ręce na szyję.
Alex nie podejmuje próby powiedzenia mi o tym co chciał i dobrze. Wolę nie wiedzieć wszystkiego.

Wieczorem Flagstad chce odprowadzić mnie do domu, a ja upieram się, że idziemy do niego. Kłócimy się o to przez chwilę na ulicy, lecz w końcu odpuszcza.
- Powiem Ci tylko jedno. Mój brat jest w domu. - ostrzega mnie przed wejściem.
- Spoko. Pewnie nawet nas nie zauważy. - mówię entuzjastycznie, a ukochany dziwnie na mnie patrzy. - Coś nie tak?
- Um, wiesz... Alvaro to mój brat bliźniak. Różni nas tylko tyle, że ja mam loki a on proste włosy. No i może charakter. - wyznaje, a ja zaczynam łączyć ze sobą wszystkie fakty. Cholera, obściskiwałam się w wczoraj z Alvaro. To o to chodziło Alexowi w kawiarni.
- Lex, ja przepraszam za wczoraj. Pomyliłam Was. - robię minę zbitego szczeniaka, byle się na mnie nie gniewał.
- Wiem o tym. Byłem zły i zazdrosny. Nawet nie wyobrażasz sobie jak to bolało. - patrzy w niebo, a nie na mnie. Czyli jednak nadal jest wściekły.
- Przepraszam. - kładę dłoń na jego ramię i wspinam się na palce, by czule musnąć go w usta. - Nie gniewaj się. Kocham tylko Ciebie. - dodaję i przytulam się do niego.
Flaggy wzdycha ciężko i otwiera drzwi do domu. Przepuszcza mnie w wejściu, a następnie bierze na ręce i niesie do sypialni. Uśmiecham się i to szczerze, gdy kładzie mnie na łóżku i całuje. Najpierw powoli i romantycznie, później namiętnie, szybko i bez opamiętania. Takiego Alexa ja znam, kocham i uwielbiam.

Rankiem idę do kuchni, gdzie siedzi już Alvaro. Alex bierze jeszcze prysznic.
- Dzień dobry. - witam się i zaglądam do lodówki.
- Dzień dobry, Savi. - odpowiada i podchodzi do mnie. Opiera się o szafkę i uśmiecha się aż do 'ósemek'.
- Alvaro, jeśli myślisz, że dziś znów Was pomylę, to jesteś w błędzie. Lex wszystko mi wyjaśnił. - mówię i wyjmuję jogurt naturalny.
- Nie bądź tego taka pewna. Nie wiesz do czego jestem zdolny. - odpiera dumnie i siada przy stole. Bierze w ręce swój kubek kawy i pije.
W tym momencie przychodzi Flaggy. Całujemy się na powitanie, a jego brat krzywi się na ten widok.
No cóż... Źli bohaterowie muszą cierpieć. Bynajmniej na koniec historii miłosnej o dwójce dobrych postaci i ich wspaniałych rodzinach. Zupełnie jak w Fan Fiction.
Siadam jak najbliżej ukochanego i razem zjadamy śniadanie. Później udaję się z nim na próbę do swojego domu.

wtorek, 17 stycznia 2017

5

¦Brandon¦
Otwieram oczy i widzę rażące światło. No tak, nie zasłoniłem okna roletą. Głowa mi pęka z bólu. Pewnie wczoraj za dużo wypiłem. Zerkam w bok. Brennan leży na moim ramieniu i śpi z otwartą buzią, przez co mam całe ramię w jego ślinie. Trącam go lekko w bok, ale ten nie zamierza wstać. Mruczy coś pod nosem i mocniej wtula się we mnie. Odzwyczaiłem się od tego, że dzielę łóżko z Brenem. Odsuwam go kawałek i wstaję. Biorę z szafy czyste ubrania i idę do łazienki wziąć szybki prysznic. Mam szczęście, że reszta jeszcze śpi i nikt nie widzi mnie nagiego, chodzącego po korytarzu.

O 8 spotykamy się całą rodziną przy kuchennym stole. Savannah jest jeszcze zmęczona, gdyż nadal nie zmyła z twarzy resztek makijażu, a jej włosy są w totalnym nieładzie.
- Dzień dobry! - Benko wchodzi do kuchni w doskonałym nastroju i siada tuż obok mnie. - Cześć kochanie. - cmoka mnie w policzek, co dziwi mnie, bo jakiś czas temu powiedział, że nic do mnie nie czuje i chce być tylko kumplem.
- Cześć. - również całuję go w polik, a matka spogląda na mnie jak na jakiegoś bandytę. - To tylko przyjacielski buziak. - tłumaczę, bo domyślam się, że o to jej chodzi. Przecież przy stole siedzą także Sierrah i Rynnah, więc nie mogę ich demoralizować.
- Jak się spało? - pyta tata, patrząc na naszą trójkę. Owszem, zabalowaliśmy wczoraj z zespołem, ale nie aż tak jak Ken myśli.
- Całkiem dobrze, gdyby ktoś się na mnie nie ślinił. - odzywam się pierwszy, patrząc znacząco na Brennana.
- Ja się nie ślinię jak śpię! - chłopak się oburza. - Ale wracając do pana pytania... Spało się naprawdę dobrze. Macie wygodne poduszki. - śmieje się cicho pod nosem.
- A Ty, Savannah? - ojciec spogląda na dziewczynę.
- Ale co? - Sav kręci głową zdezorientowana. Do tej pory spała na siedząco, popierając się na ręce. Jej śniadanie było zupełnie nie ruszone.
- Pytałem, jak się spało? - widzę, że tatulek traci do niej cierpliwość. Jeszcze nie ma osiemnastki, a już się tak upija. - Ale odpowiedź jest jasna. - dodaje i wstaje od stołu. - Idę do pracy. Do później. - całuje w czoło najpierw matkę, potem Sierrah i Rynnah, następnie Sav, a na koniec mnie. Bren podnosi głowę, gdyż myśli, że także otrzyma całusa, lecz ojciec najzwyczajniej w świecie go olewa i wychodzi. Parskam śmiechem, a Benko robi nadąsaną minę, za co matka mnie karci i muszę pozmywać naczynia, a całkiem ich sporo.

Jakoś koło 12 Savannah wychodzi z domu. Umówiła się z Alexem. Ojciec jest w pracy, a matka zabrała młodsze siostry na dodatkowy balet. Wykorzystuję okazję, by porozmawiać z Brennanem.
- Słuchaj, ja to już nie wiem jak to z nami jest... - zaczynam. - Jakiś czas temu randkowaliśmy i było super. Potem, gdy zaproponowałem Ci związek, odmówiłeś, bo chciałeś być tylko kumplem. Pogodziłem się z tym, ale ta ostatnia noc... - milknę na chwilę i spoglądam mu głęboko w oczy.
- Właśnie Brandon. Ta noc... Nie powinna mieć miejsca. - mówi, a ja znów czuję jak moje serce rozsypuje się na miliardy malutkich kawałeczków. - Choć bardzo mi się podobało, nie sądzę by był to dobry pomysł.
- Bren, powiem Ci jedno. Kocham Cię i szanuję twoje zdanie, tylko proszę, nie rań mnie. - wstaję z kanapy i staję przed nim. Obserwuję go z góry.
- To trudne... - chłopak również się podnosi. Stoimy twarzą w twarz. - Może lepiej będzie jak odejdę? - pyta, a ja wyczuwam smutek w jego głosie.
- Nie, nie musisz. Dam radę. - uśmiecham się do niego i chwytam jego dłoń w swoją. - Chcę tylko zachować ten kumpelski dystans. To wszystko. - odpieram, cały czas utrzymując kontakt wzrokowy.
- Okay. - szepta i również się uśmiecha.
Obejmuję go serdecznie i zmieniam temat. Rozmawiamy o muzyce, sporcie i pogodzie, czyli standardowo. Dobrze, że wszystko już jasne.

wtorek, 10 stycznia 2017

4

¦Alex¦
Alvaro wyszedł na kręgle z moim zespołem, zamykając mnie w domu. No nieźle.
Siadam z laptopem na kolanach i lampką czerwonego wina w ręce na kanapie i sprawdzam portale społecznościowe. Na Instagramie znajduję nowe zdjęcie Sav, na którym namiętnie całuje mojego brata. Czytam opis na dole 'Z moim kochaniem <3' . Zaciskam dłoń z kieliszkiem. Zbyt mocno, bo po chwili czuję ból i spływającą po mojej ręce krew.
- Fvck. - klnę pod nosem i odstawiam urządzenie na bok.
Idę do kuchni, kieliszek wyrzucam, a rękę obmywam wodą. W szufladzie znajduję jakąś gazę i bandaż. Zakładam opatrunek i wracam do salonu. Znów biorę laptopa na kolana i stukam palcami o klawiaturę. Piszę nowy tekst piosenki dla The Heirs, czekając aż Alvaro wróci.

Drzwi od domu otwierają się dopiero koło 23. Alvaro wyraźnie pijany, kołysze się na boki, obejmując roześmianą Savannah w pasie. Ten widok mnie rani.
- Idź do siebie, brat. - mówię i chwytam Sav za rękę. - Odwiozę Cię. - zwracam się do dziewczyny i ciągnę ją do auta.
- Ale piłeś. Nie wsiądę z Tobą do samochodu. - Hudson zapiera się z całych sił.
- To może Cię odprowadzę? - proponuję.
- Nie trzeba. Sama trafię, skoro mnie nie chcesz. - odwraca się na pięcie i odchodzi.
Znów się od siebie oddalamy. Z każdą chwilą zastanawiam się czy nasz związek ma jeszcze sens.
Wracam do domu i spoglądam na Alvaro. Leży pijany na kanapie i chrapie. Trudno, porozmawiam z nim jutro. Kładę się w swojej sypialni i jeszcze wiele myślę o sobie i Sav.

Rano schodzę do kuchni zaspany. Ziewam i pochodzę do ekspresu. Zaparzam sobie kawę i siadam z nią przy stole. Alvaro pojawia się w pomieszczeniu chwilę później.
- Co to miało być? - pytam, chowając całą złość. Liczę, że powie mi wszystko po dobroci.
- No jak to co? Poszedłem na kręgle z twoimi kumplami i poobściskiwałem się z twoją dziewczyną. Jest niesamowita. - mówi wszystko, ze spokojem krojąc pomidora na kanapkę.
- Ale to moja dziewczyna. Trzymaj się od niej z daleka! - żądam, ale on tylko prycha.
Kręcę głową, ciężko wzdychając i opuszczam kuchnię z kubkiem w ręce. Siadam w swoim pokoju i dzwonię do ukochanej. Umawiam się z nią na pierwszą w jej ulubionej kawiarni. Ciekawe jak wytłumaczy się z wczoraj...

wtorek, 3 stycznia 2017

3

¦Alvaro¦
Siedzę w domu z dziewczyną Alexa, Savannah, gdy chłopak wraca. Zaraz jak wchodzi do domu, ciągnę go do jego pokoju, mimo iż stawia mi opór.
- Co Ty wyprawiasz, Alvaro? - pyta wściekły.
- Nie chciałeś przedstawić mnie znajomym, więc sam ich poznam. - odpieram. - A tak po za tym, to śliczna ta twoja Savi. - dodaję, a on już zaciska pięści.
- Trzymaj się od nich z daleka. - warczy i chce wyjść.
Zatrzymuję go poprzez odepchnięcie ręką i sam opuszczam pomieszczenie. Zakluczam za sobą drzwi i wracam do salonu.
- Przepraszam. Mój brat jest strasznie problemowy. - mówię i siadam obok Sav. Obejmuję ją ramieniem i wracam do rozmowy.

Około 13 dziewczyna zbiera się do siebie. Wyjaśnia mi, że musi przygotować się do wieczornego wypadu na kręgle. Gdy wychodzi, udaję się do pokoju Alexa i znów się z nim kłócę. I pomyśleć, że przyjechałem tu, by odpocząć.
- Lepiej jest bez Ciebie! Wracaj do Chicago i daj mi spokój! - brat rzuca się na mnie z pięściami.
- Spokojnie, Lex. Matka by tego nie pochwaliła. - próbuję go uspokoić, ale na marne. Jest cholernie uparty.

Wieczorem zamykam Alexa w jego domu i wybieram się do kręgielni, wspomnianej przez Savannah. Na miejscu witam się ze wszystkimi i siadam na narożnikowej sofie, obejmując dziewczynę. Udaję, że znam ich i całkiem dobrze mi idzie. Po dwóch piwach idziemy na tor. Ja gram z Sav, chłopacy w trójkę. Urządzamy zawody. Przegrani stawiają alkohol pozostałym. Oczywiście ja i Savi wygrywamy i zamawiamy najdroższy z trunków. Znów siedzimy i dyskutujemy, gdy Hudson proponuje mi fotkę na Instagrama. Ustawia przednią kamerkę i całuje mnie namiętnie w usta. Nie ukrywam, jestem zaskoczony, że jeszcze się nie połapała, że nie jestem Alexem, ale to dobrze. Wykorzystuję okazję i sadzam ją na swoje kolana. Savannah wpija się w moje usta, podczas gdy ja chwytam ją za pośladki.  Dziewczyna chichocze uroczo, gdy rysuję palcami na jej udach i plecach niewidzialne kółeczka. Jestem zadowolony z siebie, że choć na chwilę ktoś mnie kocha.