¦Brandon¦
Otwieram oczy i widzę rażące światło. No
tak, nie zasłoniłem okna roletą. Głowa mi pęka z bólu. Pewnie wczoraj za dużo
wypiłem. Zerkam w bok. Brennan leży na moim ramieniu i śpi z otwartą buzią,
przez co mam całe ramię w jego ślinie. Trącam go lekko w bok, ale ten nie
zamierza wstać. Mruczy coś pod nosem i mocniej wtula się we mnie. Odzwyczaiłem
się od tego, że dzielę łóżko z Brenem. Odsuwam go kawałek i wstaję. Biorę z
szafy czyste ubrania i idę do łazienki wziąć szybki prysznic. Mam szczęście, że
reszta jeszcze śpi i nikt nie widzi mnie nagiego, chodzącego po korytarzu.
O 8 spotykamy się całą rodziną przy
kuchennym stole. Savannah jest jeszcze zmęczona, gdyż nadal nie zmyła z twarzy
resztek makijażu, a jej włosy są w totalnym nieładzie.
- Dzień dobry! - Benko wchodzi do kuchni
w doskonałym nastroju i siada tuż obok mnie. - Cześć kochanie. - cmoka mnie w
policzek, co dziwi mnie, bo jakiś czas temu powiedział, że nic do mnie nie
czuje i chce być tylko kumplem.
- Cześć. - również całuję go w polik, a
matka spogląda na mnie jak na jakiegoś bandytę. - To tylko przyjacielski
buziak. - tłumaczę, bo domyślam się, że o to jej chodzi. Przecież przy stole
siedzą także Sierrah i Rynnah, więc nie mogę ich demoralizować.
- Jak się spało? - pyta tata, patrząc na
naszą trójkę. Owszem, zabalowaliśmy wczoraj z zespołem, ale nie aż tak jak Ken
myśli.
- Całkiem dobrze, gdyby ktoś się na mnie
nie ślinił. - odzywam się pierwszy, patrząc znacząco na Brennana.
- Ja się nie ślinię jak śpię! - chłopak
się oburza. - Ale wracając do pana pytania... Spało się naprawdę dobrze. Macie
wygodne poduszki. - śmieje się cicho pod nosem.
- A Ty, Savannah? - ojciec spogląda na
dziewczynę.
- Ale co? - Sav kręci głową
zdezorientowana. Do tej pory spała na siedząco, popierając się na ręce. Jej
śniadanie było zupełnie nie ruszone.
- Pytałem, jak się spało? - widzę, że
tatulek traci do niej cierpliwość. Jeszcze nie ma osiemnastki, a już się tak
upija. - Ale odpowiedź jest jasna. - dodaje i wstaje od stołu. - Idę do pracy.
Do później. - całuje w czoło najpierw matkę, potem Sierrah i Rynnah, następnie
Sav, a na koniec mnie. Bren podnosi głowę, gdyż myśli, że także otrzyma całusa,
lecz ojciec najzwyczajniej w świecie go olewa i wychodzi. Parskam śmiechem, a
Benko robi nadąsaną minę, za co matka mnie karci i muszę pozmywać naczynia, a
całkiem ich sporo.
Jakoś koło 12 Savannah wychodzi z domu.
Umówiła się z Alexem. Ojciec jest w pracy, a matka zabrała młodsze siostry na
dodatkowy balet. Wykorzystuję okazję, by porozmawiać z Brennanem.
- Słuchaj, ja to już nie wiem jak to z
nami jest... - zaczynam. - Jakiś czas temu randkowaliśmy i było super. Potem,
gdy zaproponowałem Ci związek, odmówiłeś, bo chciałeś być tylko kumplem.
Pogodziłem się z tym, ale ta ostatnia noc... - milknę na chwilę i spoglądam mu
głęboko w oczy.
- Właśnie Brandon. Ta noc... Nie powinna
mieć miejsca. - mówi, a ja znów czuję jak moje serce rozsypuje się na miliardy
malutkich kawałeczków. - Choć bardzo mi się podobało, nie sądzę by był to dobry
pomysł.
- Bren, powiem Ci jedno. Kocham Cię i
szanuję twoje zdanie, tylko proszę, nie rań mnie. - wstaję z kanapy i staję
przed nim. Obserwuję go z góry.
- To trudne... - chłopak również się
podnosi. Stoimy twarzą w twarz. - Może lepiej będzie jak odejdę? - pyta, a ja
wyczuwam smutek w jego głosie.
- Nie, nie musisz. Dam radę. - uśmiecham
się do niego i chwytam jego dłoń w swoją. - Chcę tylko zachować ten kumpelski
dystans. To wszystko. - odpieram, cały czas utrzymując kontakt wzrokowy.
- Okay. - szepta i również się uśmiecha.
Obejmuję go serdecznie i zmieniam temat.
Rozmawiamy o muzyce, sporcie i pogodzie, czyli standardowo. Dobrze, że wszystko
już jasne.
Fragment z Brandonem i Brennanem rozwala moje serce na miliardy kawalkow
OdpowiedzUsuńPrzecież wszyscy wiedzą, że tzw. Kumpelski dystans nie istnieje!
UsuńPozdrawiam ze śniadania i czekam na next :)