wtorek, 28 lutego 2017

Epilog

¦Eian¦
Piękne wrześniowe popołudnie. Kościelne dzwony biją i wołają na poczwórny ślub. Pierwsza para to nasze kochane gołąbki ~ Brandon i Brennan. A jeszcze tak niedawno zapierali się swoich uczuć. W drugiej parze ja i Alexa Dowd. Ta znajoma Savki jest naprawdę wspaniała. Dalej Savannah z Lexem i Alvaro z Sofią. Wszystkie panny młode mają piękne suknie ślubne, takie jak sobie wymarzyły. My, panowie, mamy eleganckie garnitury. Nasze rodziny, ubrane odświętnie, stresują się chyba bardziej niż my sami. Pani Denise Benko ociera łzy szczęścia, a pani Micheale Flagstad tylko podaje jej chusteczki. Moja mama i pani Saundra Hudson przygotowały specjalny utwór na tę okazję i śpiewają go podczas naszej drogi do ołtarza. Składamy przysięgi w wcześniej ustalonej kolejności.
- Ja Eian biorę sobie Ciebie, Alexę za żonę... - mówię chyba najbardziej z nas wszystkich zdecydowany.

Po ceremonii wychodzimy ze świątyni, a tam tłum gości, którzy czekają tylko by złożyć nam życzenia. Parę typowych dla tej okazji słów, buzi-buzi, prezent i następni.
Po ponad godzinie dopiero udajemy się na salę weselną. Wzniesiony tam toast za wszystkie pary młode i całą ósemką, na znak, rzucamy kieliszkami. Sprzątaniem zajmuje się obsługa, więc my idziemy zająć miejsca przy stolikach.
Wesele trwa do rana, jest dużo tańca, muzyki i konkursów. Jedzenia i alkoholu oczywiście nie braknie. Wszystko jest tak jak zaplanowaliśmy.

>>> 3 lata później <<<
Siedzimy wszyscy w ogródku Hudsonów i urządzamy grilla. Savannah buja na kolanach swoją malutką kopię, a Alex swoją. Dobrze myślicie, to bliźniaki. Dziewczynka, którą Brandon i Brennan zaadoptowali ma zaledwie siedem miesięcy i imię po przybranej cioci Lovelis ~ Nia. Alexa, moja żona, kołysze w wózku nasze roczne maleństwo, małego Eiana. Alvaro z wielką cierpliwością uczy swoje trojaczki pierwszych słów, a Sofia ciągle się z niego śmieje. Nasi rodzice są z nas dumni i są wspaniałymi dziadkami.
Wszystkie wydarzenie sprzed trzech lat czegoś nas nauczyły. Warto czekać na miłość, bo na świecie na pewno jest ktoś nam przeznaczony.

-----------------------------------
Koniec lutego, koniec "For your love".
Dziękuję za wszystko i zapraszam na inne blogi <3
Wiki R5er

poniedziałek, 27 lutego 2017

22

¦Savannah¦
Alex odprowadza mnie do domu późnym wieczorem. Nagle, pod drzwiami mojego domu, pada przede mną na kolano i mi się oświadcza z dość nietypowym tekstem.
- Savannah Saundra Hudoson, miłości mojego życia, czy powiesz tak i uczynisz mnie najszczęśliwszym przyszłym panem młodym? - zadaje jedno z tych pytań, na które czeka każda kobieta, patrząc na mnie oczyma pełnymi miłości.
Złoty pierścionek z diamentowym oczkiem połyskuje w blasku księżyca w pudełeczku obitym czerwonym zamszem.
- Alex, ja... - zaczynam, ale nie umiem skończyć. Łzy spływają mi po twarzy, a ja nie mam odwagi przyznać się do zdrady.
- Coś nie tak, kochanie? Za szybko? - Lex pyta z troską i podnosi się z chodnika. Chowa mnie w swoich ciepłych ramionach i głaszcze moje włosy. - Powiedz mi, słoneczko... - prosi, a w jego oczach zauważam łzy.
- Alex nie mogę. Nie mogę z Tobą być! - krzyczę dławiąc się łzami.
- Czemu? Wytłumacz mi to. - jeszcze mocniej mnie obejmuje.
- Bo... - głos mi się łamie. - Zdradziłam Cię. Rozumiesz, zdradziłam. - uderzam z bezsilności zaciśniętą dłonią w jego klatkę piersiową.
- To nic takiego kochanie. Możesz mi powiedzieć z kim, a możesz nie mówić już nic. Widzę jak cierpisz. - przykładam usta do jej policzka i szeptam.
- Najpierw z Alvaro, bo podawał się za Ciebie. A potem... - waham się czy wspomnieć o Delly. - Miałam chwilę słabości i zrobiłam to z Rydel. - wyznaję ze strachem.
- Co? Z Rydel? Żartujesz? - patrzy mi prosto w oczy, ale gdy widzi moją poważną minę, rozumie, że to wcale nie żart. - Cholera. - klnie pod nosem. - Mam tylko nadzieję, że nie chcesz teraz mnie zostawić dla niej... - mówi smutno, spuszczając głowę w dół. Patrzy na czubki swoich butów.
- Nie chcę Lex. Kocham Cię, ale nie zasługuję na Ciebie. Myślę, że najlepiej będzie, gdy opuszczę ten świat. - ostatni raz dotykam jego dłoni i wchodzę do domu.
- Savannah kocham Cię! - chwyta mnie za nadgarstek i mocno do siebie przyciąga.
Czuję ciepło bijące od niego. Jest mi tak dobrze. Flagstad wpija się w moje usta i pcha na ścianę. Całuje mnie z pożądaniem dopóki nie odsuwam go na kawałek.
- Chodźmy do mnie, a uczynię Cię najmocniej kochanym narzeczonym na świecie. - uśmiecham się i prowadzę go do sypialni.
Tam pozwalam mu nałożyć na mój palec pierścionek, a następnie kładę się z nim na łóżku.
- Już teraz wiem, czemu w tekście do 'Lungs' napisałaś 'I keep waiting for your love...'. - śmieje się, a następnie składa na moich ustach czuły pocałunek.
- Bo czekałam na Twoją miłość, tak jak Ty na moją. - odpieram i z namiętnością całuję go.
Kto by pomyślał, że tak to wszystko się potoczy. Alex ma mnie, a Alvaro ma Sofię. Obaj mają piękne dziewczyny, o długich, falowanych i czarnych włosach. I obaj bracia Flagstad są szczęśliwi.

niedziela, 26 lutego 2017

21

¦Alex¦
Po trzech dniach wracam do pracy. Co prawda rana jeszcze mnie boli, a szwy będą zdjęte dopiero za dwa tygodnie. Idę do domu Hudsonów, gdzie z wielkimi transparentami witają mnie młodsze siostry moich przyjaciół. Pierwsza przytula mnie Sierrah, druga Rynnah. Pani Saundra przynosi wielki czekoladowy tort specjalnie dla mnie, bym szybkiej wrócił do zdrowia. Pan Ken z kolei proponuje mi kieliszek nalewki wiśniowej, abym zapomniał o bólu, a ja z ciężkim sercem mu odmawiam. Lekarstwa i alkohol to nie jest dobre połączenie. Po chwili do salonu przychodzi Brandon i ściska mnie serdecznie.
- Dobrze Cię widzieć Lex. - mówi z uśmiechem i siada obok. - Jak się czujesz? - pyta z troską.
- Już mi lepiej. Naprawdę. - również się uśmiecham.
- Alex! W końcu jesteś! - Eian wchodzi do domu bez pukania i od razu rzuca się w moją stronę, by mnie wyściskać. - Ale się Brennnan ucieszy, że znów The Heirs będzie w komplecie! - dodaje i siada po mojej drugiej stronie.
Rozmawiamy przez chwilę na temat próby, gdy przychodzi Benko. Na początek wita się z Brandonem poprzez pocałunek w usta, a następnie ściska mnie i Eiana.
- Widzę, że wiele mnie ominęło. - stwierdzam, a Bren mi przytakuje.
- Racja Flaggy. Ja i Brandon jesteśmy razem, a Eian w końcu znalazł sobie dziewczynę. Zeswataliśmy go z tą całą Dowd, znajomą Savki. - chłopak gada jak najęty, gdy do pokoju przychodzi Savannah.
- Cześć wszystkim! - wita się i siada na przeciwko mnie. Rzuca mi kilka obrażonych, pełnych nienawiści spojrzeń, a następnie parska śmiechem. - Miło, że wróciłeś. - wstaje z miejsca, podchodzi do mnie i siada na kolana. - Wiesz, że Cię kocham? - pyta szeptem.
- Wiem. A Ty wiesz, że ja Ciebie bardziej? - odpowiadam równie cicho.
- Wiem. Musiałam tylko to zrozumieć. - składa na moich ustach czuły pocałunek.
Nie potrzebujemy więcej słów, nie potrzebujemy nic. Nasza miłość nam wystarcza.
- Zaczynamy próbę? - głos McNeely'ego przerywa tą romantyczną chwilę.
Niechętnie odrywamy się od siebie z Savy i idziemy z resztą do sali z instrumentami.

Po próbie zabieram ukochaną do restauracji. Chcę, aby wyjaśnili sobie wszystko z Alvaro. Siadamy przy czteroosobowym stole i czekamy.
- Ktoś jeszcze będzie z nami dziś jadł? - pyta Hudson.
- Tak. Dwie osoby. - odpieram i obejmuję dziewczynę ramieniem.
Kątem oka dostrzegam w wejściu mojego brata z Sofią. Podchodzą do nas i witają się serdecznie. Przysiadają się i w czwórkę wybieramy danie na obiad. Zamawiamy to i w czasie nim posiłek będzie gotowy postanawiam poruszyć główny temat dzisiejszego spotkania.
- Więc... Może niech Sav pozna całą prawdę? - spoglądam na Alvaro.
Chłopak bierze głęboki wdech i dopiero wtedy zaczyna.
- Wszytko zaczęło się w liceum... - w skupieniu wymawia każde słowo tej historii.
- Al, ja nie wiedziałam. - Savy wyznaje lekko zawstydzona swoim wcześniejszym zachowaniem. - Przepraszam. - mówi ze skruchą. - Od teraz wszytko będzie między nami okay, zgoda?
- Zgoda. - mój brat wyciąga do niej rękę, którą ona delikatnie ściska.
Kamień spada mi z serca. Mój brat i moja dziewczyna w końcu się dogadali.

Popołudnie mija nam w przyjaznej atmosferze. Późnym wieczorem odprowadzam ukochaną do domu. Przed samymi drzwiami padam przed nią na jedno kolano i wyciągam z kieszeni w spodniach pudełko z pierścionkiem. Otwieram je, by mogła zobaczyć ten złoty krążek z diamentowym oczkiem.
- Savannah Saundra Hudson, miłości mojego życia, czy powiesz tak i uczynisz mnie najszczęśliwszym przyszłym panem młodym? - zadaję jedno z najważniejszych pytań, patrząc na nią oczyma pełnymi miłości.
- Alex, ja... - zaczyna, a na jej policzkach pojawiają się ślady łez.
- Coś nie tak, kochanie? Za szybko? - pytam z troską, podnosząc z chodnika i chowam ją w swoich ramionach. Kocham ją i nawet to coś najgorszego na świecie nie zostawię jej. Na tym polega prawdziwa miłość.

sobota, 25 lutego 2017

20

¦Alvaro¦
Siedzę z Sofią w kuchni Lexa. Pijemy kawę, rozmawiamy na luźne tematy.
- Al, mam jedno pytanie. Chodzi o nas. O to co było kiedyś. Byłeś zazdrosny o Alexa? - pyta, a ja z trudem przełykam ślinę.
Czy ja byłem zazdrosny?
Byłem jak cholera.
- A chciałabyś? - odpowiadam pytaniem na pytanie.
- A byłeś? - patrzy mi prosto w oczy. - To byłoby całkiem urocze. - dodaje. - Więc jak?
- Może... - odpieram tajemniczo. Zawsze bałem się mówić o uczuciach.

Pamiętam jak w klasie teatralnej miałem wystąpić w przedstawieniu. To była chyba pierwsza liceum, o ile się nie mylę. Nauczycielka przydzieliła mi rolę zakochanego do szaleństwa chłopaka. Oczywiście, żeby nie było zbyt prosto miałem zagrać z dziewczyną, która naprawdę mi się podobała. Przed samym wyjściem do teatru stchórzyłem. Mama Michele nie chciała, by wszyscy postrzegali jej rodzinę jako osoby nie dotrzymujące, więc wysłała za mnie Alexa. I od tej pory wszystko się zaczęło. On uczęszczał na mnie na przedstawienia, ja w tym czasie za niego do szkoły muzycznej. Wszystko było dobrze do dnia jego studniówki. Miał iść właśnie z Sofią. Byłem wtedy cholernie zazdrosny, jak teraz, więc celowo wkręciłem się w spektakl, w którym musiał zagrać. Sam poszedłem za niego na studniówkę. Nie byłbym sobą, gdybym nie uchlał się do takiego stopnia, że zamiast Carson za rękę do toalety pociągnąłem nauczycielkę chemii. Lex zdenerwował się na mnie i to bardzo. Wtedy zdecydował się na studia w Nowym Jorku i pracę później w Los Angeles. Nie widzieliśmy się przez dobre pięć lat, a teraz wpadam do jego życia i niszczę wszystko po kolei.

- Ale tak czy nie? - dziewczyna nie odpuszcza.
- Tak. - wyznaję i chwytam jej dłoń w swoją. - Czekałem na twoją miłość, ale Ty wolałaś mojego brata, a później związałaś się z tym gościem ze swojego roku. - zaczynam swój monolog. W końcu muszę pokonać swój strach. - Nie wiem ile litrów alkoholu w siebie wlałem. Nie wiem ilu niewinnym dziewczynom zrobiłem zbędną nadzieję, krzywdę bym powiedział. Nie wiem ile nocy nie spałem, ile razy złamałem przepisy drogowe. Nie wiem ile związków rozwaliłem. Nie wiem nic. A wiesz czemu? - patrzę jej prosto w oczy. Jestem tak blisko, że czuję jej oddech na swojej skórze.
- Nie, nie wiem. - odpowiada szeptem.
- Bo cały ten czas myślałem o Tobie. Cały ten czas kochałem Cię nad życie. Przez to wszytko rozwaliłem Alexowi życie i teraz tego żałuję. Tyle czasu czekałem na twoją miłość zamiast ułożyć sobie życie. Sp********m te ostanie sześć lat, wiem. Wybacz mi. - wstaję z miejsca i podchodzę po szuflady, by wyjąć z niej nóż. - Mam nadzieję, że Ty nie zmarnujesz swojego życia. - przykładam nóż na wysokości serca.
- Alvaro, nie rób tego! - Sofia rzuca się w moim kierunku i wyrywa z mojej ręki metalowy przedmiot. Wpija się w moje usta i nie daje nic więcej powiedzieć.

piątek, 24 lutego 2017

19

¦Brennan¦
Budzę się szczęśliwy w ramionach Brandona. Chłopak śpi, słodko pochrapując. Uśmiecham się szeroko i mocniej się w niego wtulam. Słyszę jego równe bicie serca, czuję zapach jego ulubionych perfumów. W życiu nie czułem się lepiej. Składam na szyi czarnowłosego całusa, a potem kolejne niżej i niżej. Hudson uroczo marszczy nosek, a następne otwiera oczy. Zaspany jest jeszcze bardziej rozkoszny, zupełnie jak mały szczeniaczek. Na jego ustach wita szczery uśmiech. Związanie się z nim było najlepszą decyzją w moim życiu.
- Dzień dobry, kochanie. - cmokam go prosto w usta. Są miękkie, delikatne i ciepłe. Jak zawsze. - Jak się spało? - pytam, przyciągając go bliżej do siebie tak, że nasze czoła się stykają.
- Bardzo dobrze. A Tobie? - odpowiada, a ja czuję na sobie każdy jego oddech.
- Równie dobrze jak Tobie. - odpieram i znów wpijam się w jego usta.
Całujemy się tak przez chwilę, dopóki do pokoju nie wchodzi szanowna pani Saundra.
- Przeszkadzam? - pyta, a ukochany kiwa głową na nie. Kobieta podchodzi bliżej łóżka.. - Słuchajcie, jest taka sprawa. Wieczorem wychodzimy z ojcem na kolację ze znajomymi. Zajmiecie się Sierrah i Rynnah? – spogląda raz na jednego, raz na drugiego.
- Oczywiście! – wypalam, czego po chwili żałuję. Wieczór z bliźniaczkami = zero chwil sam na sam z Brandonem.
- Cudownie! - pani Hudson uradowana rusza do drzwi. - I jeszcze jedno, chłopacy bądźcie ciszej w nocy. - dodaje ze śmiechem i wychodzi.
Znów zostajemy tylko we dwójkę.
- Aż tak hałasujemy? - spoglądam na czarnowłosego ze śmiechem.
- Najwidoczniej, Bren. - odpiera, a następnie przywiera do moich ust. - Kocham Cię. - szepta pomiędzy pocałunkami.
Może kiedyś nam nie wyszło, ale ta druga szansa jest najlepszym co mogliśmy sobie dać. Nasza miłość rozkwita powoli, ale już teraz jestem pewien, że jest silna i wieczna.

Wstajemy z łóżka dopiero pół godziny później. Brandon zaparza nam świeżej kawy, a ja szykuję tosty z jego ulubionym dżemem. Siadamy przy posiłku i rozmawiamy, gdy do domu wpada wściekła Savka.
- Co za dupek z niego! - wydziera się i rzuca na podłogę łańcuszek, który dostała od Lexa na 1 rocznicę ich związku. -  Zbyt wiele ode mnie wymaga! Nie lubi tajemnic! Ale chyba mam prawo, żeby trzymać sekrety tylko dla siebie!? - nie schodzi z tonu.
- Spokojnie siostra. - chłopak podchodzi do niej i sadza na krześle. - Porozmawiacie jak wróci na próbę, okay? - mówi, delikatnie głaskając ją po ramionach.
- Okay. – szepce i wtula się w niego. - Jesteś wspaniałym bratem, wiesz?
- Teraz już tak. - uśmiecha się, całuje ją w czoło i wraca do jedzenia śniadania.
Z resztą jakie to śniadanie po 11?
- A co u Was? Dogadaliście się w końcu? - pyta, zmieniając temat.
- Jak widać tak. Bren to mój chłopak. - Hudson cmoka mnie w polik, a następnie chwyta pod stołem moją dłoń. Uśmiecham się na ten drobny gest.
- Super! Zawsze wierzyłam, że Wam się ułoży. - Savi wstaje z miejsca, podchodzi do nas i obejmuje od tyłu. - Dobrana z Was para. - dorzuca i jeszcze mocniej nas ściska. - A teraz całus! - śmieje się, przybliżając nasze twarze do siebie tak, że po chwili czuję słodki smak miękkich ust Brandona. Cieszę się, że choć my potrafimy poprawić jej humor. Chyba częściej będę pomieszkiwał w ich domu.

czwartek, 23 lutego 2017

18

¦Alvaro¦
Przyjeżdżam do szpitala, gdzie leży Alex. Po drodze wymieniam kilka słów z siostrą, a na korytarzu zaczepia mnie seksowna blondynka, która nie ma drobnych na kawę z automatu. Pożyczam jej 5 centów, mówię, że reszty nie trzeba i idę do sali brata. W środku akurat jest Savannah. Krzyczy na biednego Lexa i w momencie, gdy chce go uderzyć, staję w drzwiach.
- Jestem nie w porę? - pytam, patrząc na parę.
- Nie, nie. Sav już wychodzi. - odpiera słabo Alex.
Hudson niechętnie opuszcza pomieszczenie. Zostajemy sami. Chłopak przez chwilę uspokaja oddech i pracę serca, które bije głośno i szybko.
- Na pewno nie wzywać lekarza? - upewniam się.
- Na pewno. Już mi lepiej. - uśmiecha się słabo. - Mów co u Ciebie? Widziałeś się już z Hannah? Była u mnie, ale zbyt długo nie pobyła... - zmienia temat.
- Tak, minąłem ją na korytarzu. Była zmęczona. Szła po kawę, a potem do twojego domu. Chciała się wyspać. - opowiadam. - A później spotkałem taką jedną blondynkę... - wspominam o Dowd, bo tak ma na nazwisko ta ślicznotka.
- Myślałem, że wolisz ciemnowłose dziewczyny... - rzuca ze śmiechem.- Ta koleżanka Hannah... Jak ona miała... - zastanawia się przez chwilę. - Ah tak, Sofia. Kiedyś wydawało się nam, że z nią kręciłeś... A może i nie...
- Bo kręciłem, ale wiesz... Zostawiła mnie dla jakiegoś napakowanego dupka... A ta twoja Savi... - zaczynam, ale nie kończę, gdyż widzę jego zabójczy wzrok. - Jest śliczna i w ogóle. Wiem, wiem. Jest twoja. - uspokajam go. - A ta Alexa... Chyba mam o niej szansę.
- Nie był bym taki pewien. To kumpela Sav, nie wiadomo co o Tobie mówiła. - odzywa się, gasząc moje nadzieje.
Nie drążę już tego tematu. Siedzę u niego jeszcze chwilę, po czym wracam do domu. W życiu nie pomyślałbym, że zobaczę ją właśnie tu.
- Sofia? - wydaję odgłos zdziwienia. - Myślałem, że więcej Cię nie spotkam...
- Podrzuciłam tylko Hannah tutaj i wracam pod wieczór do Chicago. Pozdrów Lexa ode mnie. - dziewczyna wstaje z kanapy, odrzuca swoje czarne falowane włosy do tyłu i wymija mnie w korytarzu.
- Okay. - mruczę pod nosem niezadowolony. Zawsze wolała Alexa, nawet gdy kręciła ze mną. - Sofia, a może wypijesz ze mną kawę? - proponuję jej.
- W sumie to mogę. Przyda się porządna kawa przed podróżą. - odpiera i idzie ze mną do kuchni.
Wyciągam z szafki dwa kubki i włączam ekspres. Ten Lex to chyba nic tu sam nie robi. Automat do kawy, czekolady i herbaty. Wyciskacz do owoców. Wielofunkcyjny robot kuchenny. Kuchenka indukcyjna. Nieźle. Wszystko drogie, nowoczesne, zadbane... Przypomina mi się od razu dom Sofii. U niej też wszystko było na bogato. Posadzka wysadzana kamieniami, przy ścianach złote progi, złote poręcze przy schodach, a na suficie kryształowe żyrandole. Każdy członek rodzinny miał swoje auto, każdy ubierał się w markowe ciuchy. A teraz? Widzę przed sobą prostą, śliczną dziewczynę, jeżdżącą starą czerwoną furgonetką ojca w ubraniach z wyprzedaży. Biżuteria skromna, telefon ten sam od kilku lat. Włosy związane niedbale w wysoki kucyk, z lekko rozdwojonymi końcówkami. Jedynie delikatny i subtelny makijaż oraz perfekcyjne paznokcie są nadal takie same.
- Alvaro słuchasz mnie czy się zapatrzyłeś? - jej aksamitny głos przywraca mnie do rzeczywistości.
- Słucham, słucham. - kłamię, poprawiając się na krześle.
- Mówiłam, że ekspres już skończył parzyć kawę. Możesz napełnić kubki. - dziewczyna patrzy na mnie, cicho śmiejąc się pod nosem.
Szybko nalewam ciecz do kubków i podaję jeden z nich Sofii. Zaczynamy rozmowę od pogody, przez politykę, kończąc na naszej relacji. Właśnie tego tematu od zawsze się bałem.

środa, 22 lutego 2017

17

¦Alex¦
Wczesnym rankiem, gdy przez okno do szpitalnej sali wpadają pierwsze promienie słońca, budzę się. Na zegarze ściennym widnieje godzina piąta. Kroplówka z lekami przeciwbólowymi powoli spływa, ale i tak niewiele mi pomaga. Brzuch, w miejscu gdzie teraz są szwy nadal mnie boli. Być może wczoraj przedobrzyłem z tą szarlotką zaraz po operacji. Zamykam oczy i próbuję przysnąć choć na chwilę. Jednak w moich myślach nadal są ostatnie wydarzenia. Nie jestem zły na Sav, za to co zrobiła. Po prostu ciężko jej teraz zaufać, gdyż Alavro namieszał. Wiedziałem, że coś się stanie, ale nie przypuszczałem, że będzie to aż tak poważnie.

Około siódmej przychodzi pielęgniarka i zmienia mi opatrunek oraz kroplówkę. Dziękuję jej uśmiechem i czekam na posiłek, bo zaczynam robić się głodny. Pół godziny później salowa przynosi mi śniadanie i najzwyczajniej w świecie odchodzi. Pomimo bólu podnoszę się do pozycji siedzącej i biorę do ręki talerz. Bułeczka mleczna i jogurt.
- Na pewno się tym najem... - burczę pod nosem z niezadowoleniem, ale pomimo tego zabieram się za jedzenie.
W momencie, gdy odstawiam puste naczynie i kubeczek na stolik, do sali wchodzi moja siostra.
- Alex, braciszku! - przybliża się do mnie i obejmuje. - Tak się martwiłam! Ale dobrze, że teraz już Ci lepiej. - siada obok i zaczyna swoje typowe wypytywanie.
- Spokojnie Hannah. To zwykły wypadek. - tłumaczę, lecz ona mi nie wierzy.
- Kto Ci to zrobił, Lex? - patrzy na mnie z miną 'I tak się przyznasz.'.
- Sav przez przypadek mnie zraniła. Nic takiego. - odpieram zbywczo.
- Alvaro mówił, że znalazł Cię w kałuży krwi, a Savannah uciekła przerażona. Podobno się kłóciliście się ostatnimi czasami. - nie odpuszcza.
- Może i tak, ale teraz już wszystko dobrze. Naprawdę, nie potrzebnie się tak martwisz. Za dwa dni wracam do domu, a na następny dzień mam próbę z zespołem. - mówię spokojnie.
- Oszalałeś!? Powinieneś odpocząć jeszcze kilka dni. Zespół zrozumie. - op*****a mnie, a ja mam to gdzieś, bo za szklanymi drzwiami zauważam Hudson.
- Mam taką małą prośbę. Zawołaj Sav, jest na korytarzu. - spoglądam na nią z miną szczeniaczka.
- Okay. I tak chciałam iść po kawę. Całą noc nie spałam przez Ciebie. - wstaje, całuje mnie w czoło, czochra po włosach i dopiero wtedy podchodzi do drzwi. - To do później. - wysyła mi całusa i odrzucając włosy do tylu wychodzi.
Chwilę później zjawia się wściekła Savka.
- Kto to był? - pyta ze złością w głosie.
- Moja siostra, Hannah. Nie przedstawiła się? - jestem zaskoczony.
- No... Nie. Nie dałam jej tak bardzo już chciałam być przy Tobie. - chwyta moją dłoń i siada obok. - Przepraszam. Jestem zła, okropna i powinnam odejść. - wyznaje.
- Jest okay, Savi. Kocham Cię i to nigdy się nie zmieni. - ściskam jej dłoń, patrząc w jej oczy. To czekoladowe spojrzenie jeszcze nigdy nie było tak smutne, jak teraz. - O co chodzi, kochanie?
- Nic, nic. - mruczy i odwraca wzrok.
- Popatrz na mnie, pocałuj. - proszę ją. - Nie lubię, gdy jesteś taka...
- Taka to znaczy zazdrosna, oschła i tajemnicza? - przerywa mi. - To, że jestem twoją dziewczyną nie oznacza, że muszę Ci o wszystkim mówić! - podnosi ton głosu. - Kiedyś myślałam, że to związek na zawsze... Że nasza miłość jest wieczna... - milknie na chwilę. - Ale się pomyliłam. Wczorajszy dzień mi to uświadomił. Szkoda, że jeszcze żyjesz! - krzyczy i podrywa się z miejsca z zamiarem spoliczkowania mnie.
- Jestem nie w porę? - pyta Alvaro, który nagle pojawia się w sali. W duszy dziękuję mu, że się zjawił.
- Nie, nie. Sav już wychodzi. - z mojego gardła wydaje się jedynie słaby dźwięk. Czuję, że moje serce wali jak szalone. 'To ze zdenerwowania.' tłumaczę sobie.
Dziewczyna niechętnie wychodzi, a ja zostaję sam z bratem. Mija kilka minut, nim się uspokajam.
- Na pewno nie wzywać lekarza? - upewnia się.
- Na pewno. Już mi lepiej. - uśmiecham się słabo. - Mów co u Ciebie? Widziałeś się już z Hannah? Była u mnie, ale zbyt długo nie pobyła... - zmieniam temat, na bardziej przyjemny.
- Tak, minąłem ją na korytarzu... - zaczyna opowiadać, a ja słucham go uważnie.
Może i jest dupkiem, ale i tak go kocham. Mój brat bliźniak, który zawsze wszystko skopie, ale nadal jest bratem i przyjacielem. Potrafimy sobie wszystko wybaczyć i chyba właśnie na tym polega rodzinna więź.

wtorek, 21 lutego 2017

16

¦Savannah¦
Równo o piątej zjawiły się dziewczyny z Girls Squad'u ~ Alexa, Vanni i Court. Eaton jest z nami od ostatniego spotkania. Przywitałyśmy się i usiadłyśmy w salonie. Rydel przyniosła truskawki i fontannę z czekolady oraz szklanki i dzbanek lemoniady arbuzowej.
- Jakieś nowe ploteczki? - pyta Vanni, patrząc znacząco na mnie.
- Uh, wiesz... Flirtowałam z bratem Lexa, a potem prawie go zabiłam. - wyznaję i upijam łyk napoju. - Znaczy się ukochanego. - dodaję dla jasności.
- Wow. Ale żyje? - Dowd wlepia we mnie zdziwiony wzrok.
- Chyba. Nie wiem. To wydarzyło się dziś. - mówię, czując w sercu niepokój. Może jednak powinnam tam wrócić?
- Będzie dobrze, gwarantuję Ci. - Alexa obejmuje mnie ramieniem.
- Nie jestem zbytnio przekonana... Alvaro niezbyt z nim przepada... - mruczę pod nosem.
- Aaa... Więc brat to Alvaro. Przystojny? - blondynka dalej dąży temat.
- Są bardzo podobni. - stwierdzam fakt, bo wiem, że obojętnie co odpowiem ona będzie chciała się z nim umówić.
- Dasz mi jego numer? - pyta z nadzieją, robiąc szczenięce oczka.
- Nie mam, ale możesz pójść jutro ze mną do Alexa. Na pewno tam go spotkasz. - proponuję jej, choć wolałabym iść do chłopaka sama. Mamy wiele do wyjaśnienia.
- Świetnie. To o której? - ekscytuje się i to bardzo.
- Tak o jedenastej. Przyjadę po Ciebie. - uprzedzam i zmieniam temat. - A jakie ploteczki u Was dziewczyny? - spoglądam na Latimer i Eaton.
- U mnie okay. Jadę jutro do Rosska na plan. - pierwsza odzywa się Courtney i przez kolejne pół godzinny opowiada o tym jak bardzo tęskni i jak mocno go kocha.
Później głos zabiera Vanni i pokazuje nam swoje nowe pozy na lekcje yogi. Kiedyś chciałam tam iść, ale stwierdziłam, że yoga nie jest dla mnie. Być może to przez brak czasu lub lenistwo, ale i tak sobie odpuściłam. Gdy dziewczyna skończyła Alexa wspomniała krótko o swojej nowej pracy, a Rydel o wspólnym weekendzie z Ellingtonem i jego rodziną na Hawajach. Czemu wszyscy mają takie fajne życie, a ja przeżywam same porażki?

Pod wieczór urządzamy sobie piżamowe party, gdzie nie obywa się bez bitwy na poduszki. Przed snem pijemy kakao i opowiadamy sobie straszne historie o duchach itp..
Kręcę się z boku na bok, gdyż nie jestem przyzwyczajona do spania na dmuchanym materacu na podłodze w salonie przyjaciół.
- Delly, śpisz? - pytam Lynch, gdyż była najbliżej.
- Jeszcze nie. Coś się stało, Sav? - spogląda na mnie zaspana.
- Nie mogę spać. Pójdziemy porozmawiać do kuchni? - odpieram ściszonym głosem, by nie obudzić reszty.
- Pewnie. Mam w zamrażalniku pudełko lodów miętowych, więc spoko. - wstaje i rusza do wcześniej wspomnianego pomieszczenia.
Również się podnoszę i idę za nią. Przy świetle lampki nad kuchenką siadamy przy stole i zaczynamy jeść lody.
- Myślisz, że przez przebywanie z Brandonem stałam się homo? - zerkam na nią spod włosów, opadających mi na twarz.
- Raczej nie. To nie choroba. Może zmieniłaś poglądy, ale chyba nie orientację. Kochasz Lexa, a on Ciebie. Jesteście razem szczęśliwi. Czego więcej sobie życzyć? - odpowiada, a ja analizuję każde jej słowo. W jej ustach brzmią tak mądrze.
- Masz rację. - przytakuję jej po chwili. - Ale coś mnie do Ciebie ciągnie, tylko nie wiem co... - dodaję.
- Ostatnim czasem oddalacie się od siebie, nie? - patrzy mi w oczy, a ja tylko kiwam głową na 'tak'. - Po prostu szukasz bliskości. Spędź z nim więcej czasu, a Ci przejdzie. Zaufaj mi. Znam się na ludziach. Alex jest świetnym facetem, więc tego nie skop. - kończy ze śmiechem, więc i ja zaczynam się śmiać.
Kocham ją właśnie za to. Potrafi poprawić humor, wspiera w trudnych momentach i jest prawdziwą przyjaciółką.
- Dziękuję. - wstaję od stołu, by podejść do niej i przytulić. - Dziękuję za wszystko. - cmokam ją w policzek.
- Nie ma za co. - promienny uśmiech blondynki roztapia moje serce.
Rydel także wstaje z miejsca i mocno mnie obejmuje. Czasami, w chwilach słabości, takich jak ta, wydaje mi się, że to coś więcej niż przyjaźń. Przestaję przejmować się wszystkim co się ostatnio wydarzyło i całuję ją.

poniedziałek, 20 lutego 2017

15

¦Brandon¦
Po obiedzie idę z siostrami do salonu.
- Usiądź tutaj. - Sierrah wskazuje miejsce na kanapie. - Zaraz będziemy. Daj nam pięć minut. - znika na schodach razem z Rynnah.
Zerkam na zegar i odliczam czas. Czemu się na to zgodziłem? Mało mi po ostatnim razie, gdy przebrały mnie za jednorożca i kazały mi 'latać' po całym domu. Oczywiście one, przepiękne królewny, musiały mieć transport ~ siedziały na moich plecach i mnie pośpieszały, bo spóźniłyby się na bal u księcia, do którego wdychają, a w tej roli Gator, kuzyn Lynchów. Koniec końców oberwało mi się od rodziców za bałagan i przez tydzień zmywałem naczynia i robiłem pranie dla całej rodziny.
- I już. - radosny głos Ryn wyrywa mnie z zamyśleń.
Sier włącza muzykę i zaczynają swój układ. Muszę przyznać, że jest lepszy niż ten poprzedni. Teraz będą miały szansę na wygranie konkursu na Miss Juniorek. Poprzednio wzięli tylko Sierrah, bo była lepsza (jak to u bliźniaków bywa). Gdy pokaz się kończy, klaskam w dłonie przez dłuższą chwilę, a następnie wstaję i przytulam obie siostry.
- Podobało się? - pyta Rynnah, patrząc na mnie oczami pełnymi nadziei.
- Oczywiście, wy moje księżniczki. - cmokam je w policzki i idę do swojego pokoju. Chcę chwilę pobyć sam.

Wieczorem, gdy schodzę na kolację, widzę przy naszym stole Brennana. Uśmiecham się na jego widok, choć sam nie wiem dlaczego. Podchodzę do Benko od tyłu i składam na jego ustach czuły pocałunek. Chłopak podnosi na mnie wzrok i bezgłośnie mówi 'Kocham Cię'. Nie dowierzam w to, więc szczypię się w rękę. Boli, czyli prawda. Siadam obok Brena i patrzę mu prosto w oczy.
- Miałeś mieć dziś randkę... - zaczynam.
- Miałem, ale nie poszedłem. Dowiedziałem się, że ma już kogoś innego. - mówi tak spokojnie, jakby totalnie go to nie obchodziło.
- Przykro mi. Nie zasługujesz na takie traktowanie... - delikatnie chwytam jego dłoń.
- Jest okay, Brandon. - dokłada drugą rękę i uśmiecha się do mnie. - Coś sobie uświadomiłem. Kocham Cię. - wyznaje, a ja otwieram usta ze zdziwienia.  - Tak, dobrze słyszałeś. Kocham Cię Brandonie Jamesie Hudson i chcę spędzić z Tobą resztę swojego życia. - zapewnia mnie o swoich uczuciach, po czym całuje namiętnie.
Zapominam o całym świecie i odwzajemniam pocałunek. Wplatam palce w jego włosy, a on zamyka mnie w mocnym uścisku. Chce schować mnie przed światem, mieć tylko dla siebie. Ja mam tak samo, chcę by Bren był tylko mój. Po kolacji zabieram go do siebie na kolejną upojną noc.

niedziela, 19 lutego 2017

14

¦Alvaro¦
Wracam do domu, gdyż zapomniałem zabrać prezentu dla kumpla na urodziny. Parkuję na podjeździe i kieruję się do domu. Przerażona Savannah wpada na mnie.
- Alvaro!? - wydaje okrzyk zdziwienia.
- Sav? Coś się stało? - pytam łagodnie, ale ona rzuca się biegiem.
Wołam za nią jeszcze przez chwilę, aż znika mi z pola widzenia. Wchodzę do domu i widzę Alexa leżącego na podłodze w kałuży krwi. Co prawda, zawsze chciałem jego śmierci, bo zawsze był ten lepszy i wszystko mi odbierał, jednak teraz jest inaczej. Padam na kolana i potrząsam nim delikatnie. Jest nieprzytomny, ale oddycha. Jedno dobre. Dzwonię po pogotowie, a w czasie nim przyjadą próbuję zatamować krew z jego rany na brzuchu. Co za kretyn mógł coś takiego zrobić?

Pół godziny później siedzę na korytarzu i czekam na wiadomość od lekarza. Musieli go operować, ponieważ pod naciskiem metalu uszkodzone zostały jakieś narządy wewnętrzne. Więcej szczegółów nie znam.
- Pan jest jego bratem? - doktor w końcu wychodzi do mnie.
- Tak. Alvaro Flagstad. - ściskam jego dłoń. - Co z Alexem? - pytam.
- Przywieźliśmy go na salę obserwacji. Może pan do niego iść. - informuje mnie. - Tylko jeszcze jedna ważna rzecz. Niech się nie rusza zbyt wiele i uważa na szwy. - dodaję i odchodzi.
Ruszam do odpowiedniej sali i podchodzę do łóżka, na którym leży mój brat. Ma zamknięte oczy, pewnie jeszcze działa narkoza. Siadam obok i chwytam jego dłoń. Może i często się kłócimy lub robimy sobie na złość, jednak zawsze będziemy braćmi.
- Alvaro? - Alex otwiera oczy i spogląda na mnie. - Podasz mi wody?
- Pewnie. - biorę szklankę wody ze słomką, pozostawioną przez pielęgniarkę i przysuwam od niego. Brat bierze kilka łyków i dziękuje z uśmiechem. - Jak się czujesz? - pytam z troską.
- Już lepiej. A co właściwie się stało? - patrzy na mnie z ciekawością w oczach.
- Zostałeś zraniony w pasie nożycami ogrodowymi, ale spokojnie, lekarze już się Tobą zajęli. Raz dwa i wrócisz do zdrowia. Masz tylko kilka szwów i dietę, ale raczej blizna nie będzie zbyt widoczna. - mówię, cały czas trzymając jego dłoń.
- Dziękuję, że jesteś. - uśmiecha się do mnie i ściska mocniej moją dłoń. - Dzwoniłeś już do mamy?
- Tak. Martwi się o Ciebie, jutro przyjedzie z ojcem. Hannah też będzie. - odpieram.
- Aha... - mruczy pod nosem. - Wiesz ile tu zostanę?
- Chyba z trzy dni. Straciłeś dużo krwi. Już trochę dla Ciebie oddałem. - wskazuję na plaster na ręce.
- Dziękuję. Może i jesteś okropnym bratem i chcesz mi zabrać Savannah, ale i tak Cię kocham. - śmieje się pod nosem.
Dobrze, że nie jest na mnie zły za ten wybryk z porwaniem ukochanej.
- Idę kupić Ci coś do zjedzenia, bo do kolacji jeszcze długo. - wstaję w krzesła i schodzę do baru szpitalnego. Zamawiam bratu kawałek szarlotki, bo w domu zawsze ją lubił i wracam do niego. Jest w pewien sposób chory, więc mu się coś od życia należy, a bynajmniej ciasto.

sobota, 18 lutego 2017

13

¦Savannah¦
Muszę przyznać, że z Alvaro jest niezły cwaniak. Najpierw mnie nabrał z tym wypadem,  a teraz, gdy chcę go zabić, próbuje mi wmówić, że jest Alexem. W co ja się wplątałam?
Do moich uszu dociera dźwięk zamykanego auta. To pewnie Lex przyjechał. Upuszczam nożyce ogrodowe i wybiegam z jego domu. Ostatni raz oglądam się za siebie i w tym momencie zderzam się z osobą idącą do środka. Podnoszę wzrok i widzę...
- Alvaro!? - okrzyk zdziwienia wyrywa mi się z ust.
- Sav? Coś się stało? - pyta, ale ja rzucam się biegiem.
Cholera. Skrzywdziłam Alexa. Może i mówił, że to on, ale mu nie wierzyłam. No to teraz mam nauczkę.

Pół godziny później siedzę w salonie Lynchów z kubkiem herbaty ziołowej, a Rydel tuli mnie do siebie i głaszcze po głowie.
- Spokojnie kochana. Na pewno nic takiego mu nie będzie. - uspokaja mnie, ale ja dalej płaczę.
- A co jeśli Alvaro nie wezwie pomocy? Biedny Alex umrze... - mówię i biorę chusteczkę, by wydmuchać nos.
- Będzie dobrze. - Delly całuje mnie w skroń i wstaje z kanapy. - Chodź. - ciągnie mnie za dłoń, bym również się podniosła. - Umyjesz się, a ja dam Ci coś czystego do ubrania. - dodaję i rusza na piętro. Dobrze mieć taką przyjaciółkę.

piątek, 17 lutego 2017

12

¦Alex¦
Biorę prysznic, by oczyścić się z kurzu po sprzątaniu na strychu, gdy ktoś natrętnie dzwoni dzwonkiem i puka do drzwi. Alvaro ma klucze, więc na pewno to nie on.
- Chwileczkę! - wołam i w pośpiechu osuszam ciało i wciągam bieliznę oraz spodnie.
Zbiegam po schodach, wycierając włosy ręcznikiem i otwieram drzwi. Savannah wpada do środka wściekła i drze się jak opętana.
- Nienawidzę Cię! Jak mogłeś mi to zrobić!? - pcha mnie na ścianę i uderza pięściami w moją klatkę piersiową.
Chwytam ją za nadgarstki i zmuszam, by patrzyła mi w oczy.
- Nic Ci nie zrobiłem, kochanie. Martwiłem się, szukałem Cię, a znalazłem tylko telefon, który oddałem twojemu bratu. - mówię spokojnie.
- Nie kłam, Alvaro. - zaciska zęby ze złości i kopie mnie w brzuch.
Z trudem łapię powietrze, ale nie upadam. Jedną ręką chwytam się szafki, drugą kładę na brzuch. Sav rozgląda się z piekielnym blaskiem w oczach, a następnie bierze do ręki nożyce ogrodowe, których nie zdążyłem schować.
- Wiesz co Flagstad... Nie będziesz mi ciążył na sumieniu. - uśmiecha się, a następnie podchodzi do mnie i zaciska nożyce wokół mojego pasa.
- Nie rób tego Savi. To ja, Lex. - szeptam, a ona parska śmiechem.
- Jesteś zabawny Alvaro. - mruży oczy jak zwykle, gdy się z czegoś lub kogoś naśmiewa. - To jak, pasują nożyce tutaj czy wolisz na szyi?
- Sav przestań! - błagam.
- Czyli tu. - sama odpowiada sobie na pytanie i zaciska nożyce jeszcze bardziej.
Czuję, że metal rani moją skórę, a krew rozbryzguje po ścianach oraz brudzi jej włosy i ubranie. Robi mi się ciepło, przed oczami mam czarne plamy. Dziewczyna upuszcza sprzęt i wychodzi, gdyż słyszy samochód na podjeździe. Upadam. Następuje ciemność.

czwartek, 16 lutego 2017

11

¦Brandon¦
Mija kolejna noc bez Savannah. Martwię się o nią strasznie. Z tego wszystkiego zdążyłem już zbić trzy talerze i przypalić garnek, w którym gotowałem ziemniaki na obiad.

Właśnie nakrywam do stołu, gdy drzwi wejściowe się otwierają. Do środka wchodzi roześmiana Sav z telefonem przy uchu.
- Muszę kończyć. Widzimy się o piątej. - rzuca i rozłącza się. Chowa telefon do kieszeni i podchodzi do mnie. - Cześć brat. - cmoka mnie w polik.
- Savy, gdzieś Ty była tyle czasu? - pytam od razu.
- Z Alexem za miastem. Taki romantyczny wypad. - odpowiada o siada przy stole. - Co na obiad? - zmienia temat.
- Ryba i ziemniaki. - odpieram. - Przypalone. - dodaję. - Martwiliśmy się o Ciebie. Nawet Alex. - mówię, patrząc na nią.
- Przecież był ze mną... - mruczy. - Cholera. - podrywa się z miejsca. - Alvaro! Zabiję go! - wybiega z domu, a ja nie wiem o co jej chodzi.
- Czy to była Savannah? - matka wchodzi do jadalni, wskazując na drzwi.
- Tak, była. Jechała do Alexa. - oznajmiam i idę do kuchni po jedzenie.

Gdy wszystko gotowe siadamy do stołu. Rodzice patrzą na mnie jakbym coś ukrywał, a Sierrah i Rynnah jak zwykle wygłupiają się przy posiłku.
- Więc... Sav była przez chwilę dziś w domu, tak? - ojciec nawraca na temat mojej siostry.
- Była. - potwierdzam.
- Mówiła, gdzie zniknęła i dlaczego? - dopytuje.
- Myślała, że jedzie na romantyczny wypad z Alexem, a jak się dziś okazało była z jego bratem bliźniakiem Alvaro. Wściekła się i wybiegła z domu. - mówię prawdę, bo po co kłamać.
- Uh... - wzdycha Ken. - Dobrze, że nic jej się nie stało. To mój mały motylek. - dodaje i w końcu  od kilku dni, uśmiecha się.
- A kiedy znów do nas przyjdzie? Chcemy jej pokazać nasz nowy układ taneczny. - Sierrah wtrąca się do rozmowy.
- Pewnie niedługo, bo dziś idzie do Rydel... - Saundra, nasza matka, odpowiada na jej pytanie.
- Lub rano, jeśli od razu do niej poszła. - dorzucam i wkładam do ust kawałek ryby z widelca.
- A może Ty chcesz go zobaczyć? - Rynnah wlepia we mnie swoje wielkie czekoladowe oczy. Ma takie same jak ja, Sav i Sier.
- Okay. - zgadzam się. bo i tak nie mam co robić. Bren idzie dziś na randkę, Eian jest u rodziców, a Alex pewnie będzie musiał powstrzymać Savkę przed kolejną głupotą.
- Fantastycznie! - Ryn klaska w dłonie trzykrotnie, a następnie przybija piątkę siostrze.
Dobrze, że choć one są młode i jeszcze wiele nie muszą rozumieć. Świat po szesnastych urodzinach jest okropny, a po osiemnastce jeszcze gorszy. Wtedy wszystko nagle jest na twojej głowie, każdy czegoś od Ciebie wymaga, przeżywasz pierwsze trudne rozstania i kłótnie. Czasami chciałbym się cofnąć do dnia moich ósmych urodzin i znów żyć beztrosko.

środa, 15 lutego 2017

10

¦Alvaro¦
Siedziałem w opustoszałej kawalerce, w której kiedyś mieszkałem ze swoją dziewczyną i obserwuję Savannah. Dziewczyna myśli, że jestem Alexem, tylko dlatego, że zakręciłem włosy i zaprosiłem ją na romantyczny wypad z telefonu brata. Hudson pyta mnie, czemu jej to robię i prawie się rozpłakuje. Naśmiewam się z niej i policzkuje. Jeszcze nie wie co ją czeka. Jej telefon porzuciłem do starego magazynu, a ją samą wywiozłem aż tu.

Nadchodzi wieczór, a ona domaga się kolacji. Podaje jej więc bułkę i herbatę. Oczywiście dosypując do nich uprzednio silne leki nasenne. Stwierdziłem, że zapewne Sav nie będzie chciała tego pamiętać. Mówiąc tego mam na myśli tej okropniej nocy, która zakończy jej związek z Alexem. Zaraz gdy zasypia, układam ją na łóżku i zerkam na nią przez chwilę. Śpi jak aniołek, a urodę ma diablicy. Jeśli chcę ją mieć, muszę zniszczyć Alexa i jego uczucia. A co najlepiej niszczy miłość? Zdrada. Okropna zdrada, która boli całe życie. Upewniam się, że jesteśmy z Sav sami i wykorzystuję ją. Możecie mnie postrzegać za niewiadomo jakiego dupka, ale mnie to nie obchodzi. Czego się nie zrobi dla miłości...

Rankiem, gdy Hudson wstaje, traktuję ją jak księżniczkę. Przynoszę jej śniadanie do łóżka.
- Jak się spało? - pytam z czułością.
- Nawet dobrze. - uśmiecha się lekko. - Ale masz tłuste te loki... - czochra moje włosy.
- Proszę, posiłek dla ukochanej. - podaję jej talerz i cmokam ją w policzek.
- Dziękuję. - siada, poprawiając kołdrę i zabiera się za jedzenie. - Lex, odwieziesz mnie do domu? Chciałabym się nieco przygotować przed babskim spotkaniem u Delly. - prosi, a ja myślę, że to całkiem dobry pomysł. Gdyby Alex wpadł tutaj, byłoby po mnie.
- Pewnie słoneczko. - siadam obok niej i obejmuję ją ramieniem. - A tak w ogóle to przepraszam za wczoraj. Zbytnio się ostatnio denerwuję. Wiesz przecież jak to z Alvaro... - szeptam jej czule do ucha. - Ale wynagrodziłem Ci to w nocy malutka. Nie wiem tylko czy pamiętasz, bo byłaś już zmęczona. - dodaję.
- Jest już okay. Kocham Cię, Flaggy. - muska moje usta.
Ten poranek należy do nas. Po śniadaniu szybki seks i w drogę. LA jest tylko kilka kilometrów stąd, więc mamy jeszcze trochę czasu.

wtorek, 14 lutego 2017

9

UWAGA! ZMIANA PUBLIKACJI! CODZIENNIE O 9:00!

¦Savannah¦
Otwieram oczy i widzę szare ściany, z których odpada tynk. Ostatnie co pamiętam to moment, w którym wsiadłam do starej niebieskiej furgonetki, bo Alex chciał zabrać mnie na romantyczny wypad. Rozglądam się uważnie, w rogu zauważam Flagstada. Loki opadają mu na twarz, a z ust nie schodzi uśmiech. Chcę wstać z krzesła, na którym siedzę, ale nie mogę. Jestem do niego przywiązana grubym sznurem.
- Czemu to robisz? - pytam, patrząc na chłopaka. Gdyby mnie kochał, nie zrobiłby mi takiego czegoś.
- Czemu? Masz czelność pytać czemu? - wstaje z krzesła, a jego piwne oczy przybierają czarną barwę. Jest wściekły, to widać. - Pomyśl laleczko. - mówi z szyderczym śmiechem i staje przede mną.
- Nie wiem. Myślałam, że mnie kochasz... - patrzę na niego ze smutkiem.
- To źle myślisz. Chcę, byś cierpiała. Wtedy będzie cierpiał też on. - kładzie nacisk na ostatnie słowo.
- Ale czemu? Coś Ci zrobiłam? - nie przestaję zadawać pytań.
- Serio chcesz wiedzieć? - spogląda mi prosto w oczy. - Jesteś nikim Sav Hudson. On zasługuje na kogoś lepszego. - uderza mnie z otwartej dłoni w twarz. Łapię się za bolące miejsce i rzucam mu nienawistne spojrzenie. - Ojej... Mała porcelanowa Savi prawie się zbiła. - udaje przejętego, a po chwili wybucha śmiechem.
Za jakie grzechy tu trafiłam? Za jakie?

wtorek, 7 lutego 2017

8

¦Alex¦
Chodzę cały nerwowy po domu Hudsonów.
- Przecież to nie możliwe! Musiał zostawić jakiś ślad! - ze zmartwienia szarpię włosy na głowie.
- Jedyny to ślad opon na ulicy przed domem. Odjechał w wyraźnym pośpiechu. - Brandon stara się być spokojny.
- To jeszcze o niczym nie świadczy. Być może urządziła sobie dziki wypad z koleżankami. - wtrąca się Eian, który przyjechał tu z samego rana.
- Słyszałem co się stało! - do pomieszczenia wpada Brennan. - To okropne! Jak ktoś może krzywdzić taką niewinną dziewczynę! - wyrzuca siebie słowa jak torpeda.
Czuję się jeszcze gorzej. Martwię się o Savannah. Może nie układało się nam najlepiej, jednak kocham ją nad życie i zależy mi na niej.

Gdy do obiadu nie otrzymuję żadnych informacji, postanawiam szukać jej na własną rękę. Wpadam do domu i szukam w komputerze programu do namierzania urządzeń po numerze IP. Długo mi to zajmuje, ale w końcu wiem, gdzie jest telefon Savi. Wsiadam do auta, wrzucam w nawigacji odpowiedni adres i ruszam. Czeka mnie kilka kilometrów drogi, ale czego się nie zrobi z miłości.

Docieram na miejsce po ponad godzinie. Widok starego magazynu mnie odraża, ale postanawiam go sprawdzić. Obchodzę budynek dookoła, żadnego auta, żadnego śladu. Wchodzę do środka, uprzednio włączając latarkę w telefonie. Rozglądam się po wszystkich kontach. Kilka starych krzeseł, stół i pełno pajęczyn. Gdy chcę wyjść w oczy rzuca mi się biały IPhone Sav. Rodzina do niej dzwoni. Odbieram połączenie od Brandona i mówię mu o moim odkryciu. Jest komórka, ale nie ma dziewczyny. W mojej głowie pojawia się najczarniejszy ze scenariuszy.